Hej! Przez długi czas nie pojawił się żaden wpis. Może ktoś zastanawiał się dlaczego. A może nie. Tak czy owak, jeśli oczekujecie historii rodem z filmów sci-fi: muszę Was rozczarować. Powód jest prosty: po prostu nie miałam o czym pisać. Każdy dzień był podobny. Zazwyczaj długi, nudny i gorący
Ci z Was, którzy są obecnie/byli ostatnio w Polsce wiedzą, o czym mówię - kilkunastodniowy maraton, który jeszcze się nie skończył!! pt. byle się nie rozpuścić, kiedy przez 3/4 dnia temperatura powietrza na zewnątrz przekracza 50 stopni. Sukces: wciąż żyję! W międzyczasie regularnie, co kilka dni rozmawiam z host fam. Przygotujcie się na krótką relację z dotychczasowych konwersacji. W punktach.
W tym momencie ujawnia się moja pedantyczna część osobowości, która krzyczy wniebogłosy, że relacja musi być przejrzysta, schludna i krótka. Postaram się.
- Rozmawiałyśmy o zasadach w domu. Po pierwsze, nie mam curfew. Ani w w tygodniu, ani w weekendy. Hostka powiedziała, że mój wolny czas to mój wolny czas i dopóki to nie przeszkadza mojej pracy, mogę robić cokolwiek zechcę. I wracać o którejkolwiek chce.
- Alkohol. Przy tym pytaniu mój szeroki uśmiech dał do zrozumienia, żę wcale abstynentem nie jestem. Ale nie muszę być. Moi hości nie piją wysokoprocentowych alkoholów. Wino do obiadu. Mogę pić z nimi. Co więcej, mogę pić ze znajomymi. Bylebym tylko nie spędzała samotnych wieczorów w pokoju z butelkami wódki. Da się zrobić ;)
- Z przyprowadzaniem znajomych do domu też nie ma problemu.
- Host mama znalazła polski sklep z okolicy, gdybym czuła się " homesick ". Kochana!
- Poza tym, omówiłam z hostką sprawę ubezpieczenia, konta w banku i telefonu. Na dniach załatwię ubezpieczenie, telefon z angielskim numerem dostanę od hostów, będą mi go opłacać. Konto w banku otwieram zaraz po przyjeździe.
Przechodząc do meritum posta, którego nawet Wam nie przybliżyłam.
ooops Dzisiejsza notka to nic innego jak:
PREZEEENTY. Wysiliłam swoje szare komórki... no ok, można nawet powiedzieć, że puściłam wodzę fantazji, jednak efekt jest bardziej niż zadowalający. Śmiało powiem, że jestem dumna z tego, co wymyśliłam jako prezent powitalny dla mojej host rodziny. Tym razem mi się udało. Ahh koniec paplania, czas zobrazować niespodzianki.
HOST DZIEWCZYNKA
Już tłumaczę co i jak. Pluszowy piesek, u
dało mi się zaleźć Reksia!, ponieważ moja mała uwielbia psy. No cóż, śmieje się, że prawdziwego jej niestety nie sprezentuje hahah. Spódniczka w ludowe wzory
boję się stwierdzić, że to łowickie, chociaż powinny być, bo w końcu jestem stąd, gdzie Księżacy uszyta przez moją ciocię - coś praktycznego, a jednocześnie powiązanego z Polską. I kolorowanki, gdyby doskwierała nam nuda.
HOST MAMA
Srebrna bransoletka, ze srebrną zawieszką z wygrawerowaną pierwszą literą imienia jej najdroższej córci. Osobiście jestem zachwycona.
HOST TATA
Tak tak tak. Moje lenistwo nie zna granic i nie pofatygowałam się jeszcze, żeby odebrać książkę z Empiku. Dla host taty kupiłam książkę o Polsce, oczywiście po angielsku.
HOST RODZINA
Planuje przed samym wyjazdem kupić host rodzinie trochę polskich słodyczy. Myślę o krówkach, ptasim mleczku i mieszance wedlowskiej.
_
Dajcie znać, co u was. Do następnego! x