niedziela, 20 września 2015

Pierwsze wrażenia.

Ale ten czas szybko leci! To chyba jedyne usprawiedliwienie, jakie mogę mieć na obronę swojej długiej nieobecności. To już trzy tygodnie, odkąd po raz pierwszy stanęłam na brytyjskiej ziemi. Dzisiejszy post powstaje z powodu przeziębienia: gdyby nie zapchany nos, ból gardła i gorączka to w tym momencie byłabym poza domem. Staram sie wykorzystywać każdy dzień maksymalnie. I nie żałuję.
Wszystko tutaj jest i d e a l n e. Moje życie wygląda teraz dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Moi hości są najlepsi na  świecie. Traktują mnie jak członka rodziny, dbają o mnie, robią wszystko, żebym czuła się jak w domu. Są mili, kochani, uśmiechnięci. Jeździmy razem na wycieczki, a wieczorami oglądamy durne komedie z czteropakiem piwa na kolanach. Jestem największą szczęściara na świecie, że tutaj trafiłam! Naprawdę, lepiej być nie mogło! Moja mała to moja miłość od pierwszego dnia. Bardzo szybko ona przywiązała sie do mnie, a ja do niej. Relacja idealna. Moje 95-centymetrowe słoneczko. Wiadomo, jak to z 4latkami bywa, są gorsze i lepsze chwile, ale nie zamieniłabym jej na żadne inne dziecko. Wszystkie złe chwile wynagradza mi, kiedy każdego dnia mocno przytula mnie z najsłodszym " I love you so much, Milena ". Jedyna właściwa odpowiedź to " I love you too, my little monkey. "
Mam prześliczny pokój... i ogroooooomne łóżko które jest najważniejszym meblem w tym pomieszczeniu. Jedzenie? Marzenie. Same pyszności w domu. Miasto? Urocze. Nie jest ani małe, ani duże. Jest wszystko, co potrzeba. Starbucks, w którym przepuszczam połowę wypłaty też jest! Do dworca i centrum mam względnie blisko - to najważniejsze!
Znajomi? Spotkałam już całkiem sporo au pair, w okolicy jest naprawdę dużo świetnych dziewczyn. Wypady na kawę, spacery, do pubu czy restauracji - zaliczone! Nie mogę narzekać na brak towarzystwa. Język? Po trzech tygodniach zauważyłam, że wypowiadam się dużo płynniej. Może wciąż nie jest bardzo poprawnie, ale zdecydowanie łatwiej mi to przychodzi. I przyzwyczaiłam się do angielskiego wokół. No i na sam koniec... Londyn. Miłość mojego życia. To miasto to zdecydowanie moje miejsce na Ziemi. Szczęściara mam pociągiem godzinę do centrum, więc wycieczki sprawiam sobie co weekend. Londyn... Cóż więcej mogę powiedzieć. Jestem zakochana na zabój.
W tym momencie nie przychodzi mi nic więcej do głowy, także zostawiam Was z fotorelacją w ostatnich trzech tygodni. Nawet nie wiecie, jak ciężko wybrać kilka zdjęć pośród tysięcy.Miłego oglądania!